Ja chcę pieska!
Wzięłam ze schroniska dziewięcioletnią biedę! Codziennie te wdzięczne oczy dziękują mi za odmianę losu. Smutek wielki mnie ogarnia, jak wielu staruszków czeka na ten moment, którego doczekał Gościu! Niektórzy niestety nie doczekają, bo większość bierze szczeniaki. Tylko po co? Próbuję sama udzielić odpowiedzi na to pytanie i oto do czego doszłam.
- Szczeniak jest śliczniutki, taki kochaniutki, słodziutki, crazyolski, zabawny.
- Tylko go przytulać, wąchać, całować, zapraszać do łóżka!
- Tylko rozpieszczać.
- Każdy na spacerze woła: o jaki śliczny! Tiu tiu tiu!
- I chorować nie będzie, bo młody.
- Może jogging będzie uprawiał, bo pełen energii.
- Bezgranicznie ufny od pierwszego dnia!
- Bez smutnej historii z przeszłości.
- Ułożymy go po swojemu, specjalnie kupujemy rasowego
- Spełnimy marzenie dziecka!
Pewnie czytając znajdziecie więcej, tylko co dalej?
Nie jestem chodzącym ideałem. Raz oddałam psa, wymyśliłam sobie doga , ważył prawie 70 kg, Wabił się Molesto. Wzięłam szczeniaka, szybko podjęta decyzja w pracy, mailem dostałam zdjęcie! Tego samego dnia pojechałam wybrać i wróciłam do domu z psem. I się zaczęło! Zjadał buty, zjadł kanapę, kilka bluzek, otwierał sam lodówkę, zjadał wszystko łącznie z opakowaniem. Chorował ciągle, nie wspomnę o fekaliach w domu. Uciekał na spacerze, grzebał w śmietnikach, wyjadał co się dało. Paniczny strach przed małymi psami skutkował ucieczkami gdzie popadnie. Szef patrzył spode łba. Zmęczona masakrycznie tym rodzajem macierzyństwa i odpowiedzialności, znalazłam wymówkę, w sumie sama się napatoczyła. Molesto został oddany, niestety drugi nowy właściciel nie poradził sobie również, odebrałam psa ze schroniska, zaczęłam szukać lepszego domu niż mój. Przyjaciółka znalazła rodzinę, która od pokoleń miała dogi, więc wiedziała na co się decyduje. Dom z ogrodem, z dala od miasta, inni psi towarzysze na podwórzu! Trafił w dobre ręce. Wiem, że przeszedł operację trzustki, a jego prawdziwa Pani miała na imię Dobruchna.
Piszę tego posta, bo mija 20 lat gdy podjęłam decyzję o wzięciu szczeniaka. Bardzo trudno mi jest pisać, bo to w sumie czyn, którego żałuję, a wstyd idzie z żalem w parze. Nie żałuję oczywiście, że oddałam, bo trafił w lepsze i bardziej odpowiedzialne ręce niż moje. Żałuję, że tak szybko i pochopnie podjęłam decyzję o wzięciu rasowego szczeniaka, racjonalnie nie oceniając mojej sytuacji, chęci, determinacji, finansów, czasu i wielu innych czynników. Dzisiaj gdy czytam na forum: poszukuję małego szczeniaka do adopcji, najnormalniej w świecie chce mi się krzyczeć! Ludzie, ogarnijcie się!
Chciałabym by ludzie zamienili te szczenięce powody na chęć uratowania choć jednego, smutnego, kochającego, oddanego staruszka! Nie będzie pachniał jak szczeniak, z pyska też świeżością grzeszyć nie będzie. Spacer w emeryckim tempie, z jedzeniem może być różnie, a z chorobami dokładnie jak w powiedzeniu: starość Bogu nie wyszła… Może wzięłam Gościa, by odkupić winy za Molesto, a może po prostu wiem, że dzisiaj mogę wziąć psa, w pełni odpowiedzialna, świadoma, że ostatnie lata życia spędzi ze mną.
Przy okazji ślę całusy dla Mamuni, która przygarnęła ze schroniska Inkę, sąsiadkę Hanię, która wzięła Agatę, Monię kochaną, która ma dwie śliczne suczki, oraz Pawła (thumb up).
Na zdjęciu Molesto i ja…
PS Gościu, ten dziewięciolatek, okazał się dzisiaj o 2 lata starszy:). A Pani Dobruchnie dziękuję…