Zerove
Gdy pewnego dnia podjęłam decyzję o nie piciu alkoholu, nie miałam pojęcia co będzie dalej. Słowa wypowiedziane przez Ryśka Peję brzmiały mi w głowie: „Alkoholizm to choroba emocji”. Zastanawiałam się czy dam radę, bo przecież od pokoleń, w naszej rodzinie, lała się wódka, a wszelkie imprezy rodzinne zakrapiane były suto procentami. W kraju kulturowo i społecznie uwarunkowanym spożyciem alkoholu, patrzą na Ciebie jak na dziwaka, jak na alkoholika, który ma problemy. Albo musiał się stoczyć, by nie pić więcej. Pewnego dnia uświadomiłam sobie, że nie chcę już tak dalej, a powody piętrzyły się w głowie.
Zaczynając od faktu, iż alkohol to legalny narkotyk, trucizna, która bardzo powoli prowadzi Cię do zguby, problemów w wielu dziedzinach życia. Zacznę od najważniejszej. Spożywanie alkoholu zmienia nas samych, z nudnych na zabawnych, ze spiętych na wyluzowanych, z zestresowanych na zrelaksowanych, z nieśmiałych na odważnych, ze sztywnych na tych z poczuciem humoru, z brzydkich na ładniejszych. Nasz mózg koduje, że pijani jesteśmy lepsi, że wszystko lepiej wychodzi, że zdobywamy się na działanie, którego nie dokonalibyśmy na trzeźwo. Życie jest pozytywne, śmieszne, a nasz mózg cieszy się, że pijemy. Bo on już wie, że jest uzależniony, a z alkoholem jest kolorowo!
Idąc dalej, stan trzeźwienia okupiony jest skutkami ubocznymi, które zdecydowanie prowadzą nas do dalszego spożywania, czyli zatruwania organizmu substancją chemiczną. Bez alkoholu wracamy do rzeczywistości, która zakodowana jest w naszym mózgu jako ta gorsza, mniej ciekawa, czasami nie do zniesienia dla nas samych. Nie radzimy sobie z emocjami, które wyłażą z nas trzeźwych na wierzch, więc sięgamy po kieliszek i wracamy na lepsze tory, czyli te pijane. No bo niby po co konfrontować się z naszymi emocjami, gdy lepiej jest jak są zalane i chowają się głęboko?
Kolejnym powodem do zaniechania picia było zdrowie i chęć szanowania go, doświadczając w przeszłości jego braku. Chcę dożyć 100 lat, do tego wymagane jest dbanie o siebie, sport, sen, dobre jedzenie, brak używek. Alkohol robi tak duży bałagan z przemianą materii, wchłanianiem witamin, wypróżnianiem, powoduje, że nasz mózg przestaje prawidłowo funkcjonować z racji uszkodzeń w neuroprzekaźnikach. Stajemy się intelektualnymi warzywami, nasza sprawność umysłowa spada drastycznie, tylko skrzętnie pomijamy fakt, że to wina alkoholu. Podejmowane decyzje nie zawsze są właściwie przemyślane, a ich konsekwencje mogą ciągnąć się latami.
Warto wspomnieć o iluzji, która idzie w parze z alkoholem. Tak bardzo silnej iluzji, że w pewnym momencie nasz mózg zaczyna płatać nam ogromne figle. Nie pamiętamy teraźniejszości, za to tkwimy genialnie w przeszłości, tworząc iluzoryczną fikcję, która nie sprzyja naszym rodzinom, bliskim, współpracownikom. W sumie to nie sprzyja całemu otoczeniu za wyjątkiem tych pijących. Oni odnajdują się w naszym zawianym towarzystwie, wierząc, że picie jest bardzo ok, a my jesteśmy fajni.
Nie zapominajmy również o nastolatkach, które w 21 wieku coraz częściej borykają się z uzależnieniami, szczególnie od alkoholu. Każde odebrane życie pod wpływem alkoholu to tragedia, nie do opisania strata. Śmierć młodego człowieka przeszywa bólem, a mimo to społecznie przyzwalamy na kupowanie i spożywanie alkoholu. Na dodatek, widząc dzieci, których matki spożywały alkohol w ciąży, złość moja sięga zenitu. Niby jakim prawem skazują niewinne istoty na życie w niepełnosprawności? Czyż to nie paradoks, że 500 plus przyczynia się do wzrostu spożycia alkoholu, a miało wpłynąć na przyrost naturalny?
Dochodząc do wniosku, że chcę słyszeć swoje emocje, by je zrozumieć, chciałam zrobić z nimi porządek, poukładać je, a nie zalewać codziennie czy okazjonalnie. Niestety nie przewidziałam pewnych konsekwencji idących za moimi decyzjami. Jedną z nich był brak porozumienia z osobami pijącymi. Ich brak akceptacji mojej decyzji, niedowierzanie, czasami podśmiewanie, z sarkazmem wypowiadane: „ciekawe jak długo”, albo „pijąc wodę jesteś nudna”, utwierdzało mnie w przekonaniu, że zapłacę za to wysoką cenę, ale wiem, że niezależnie od wysokości ceny, będzie warto.
Pisząc ten tekst, krąg najbliższych mi osób zmniejsza się nieubłaganie, ale to jest ok. Bo jacy to niby bliscy, co nie akceptują moich decyzji? Co nie chcą usłyszeć mojego zdania? Zapewniam Was, że doświadczając zamiatania pod dywan, strachu przed powiedzeniem co się myśli, tworzeniem sztucznej, pierdząco-słodkiej otoczki, nieprawda męczy bardziej niż nie picie alkoholu. Mamy jedno życie, które pędzi jak szalone. Zdecydowanie jest za krótkie by być w miejscu, gdzie nie akceptują Cię takim jakim jesteś.
Jest też pozytywna strona medalu. Nieliczne jednostki zainspirowane moją abstynencją, próbują swoich sił. Ich zadowolenie i zmiany w życiu to niezbity dowód na to, że to jedyny i słuszny kierunek życia. Nie chcę już mieć kaca, nie chcę tracić energii na picie, tym bardziej na trzeźwienie, nie chcę poddawać się manipulacji, ani presji społecznej. Wolę być nudna, smutna, nieśmiała, ale świadoma, wolna, po prostu chcę być sobą, pożytkującą energię na działanie, racjonalne myślenie, a nie zalewanie się papką pełną fikcji.
Kocham mój żywot bardzo, niezależnie jak boleśnie mnie doświadcza, chcę być jak najdłużej na tym ziemskim padole. By być świadkiem życia mojego syna, jego dzieci, by móc zwiedzać świat i kodować obrazy, których nikt mi nie odbierze, by móc uczyć się nowych rzeczy. By świadomie, z wadami i zaletami, być dumnym z trzeźwości i świadomości swoich emocji.
Trzymam kciuki za każdego, którego natchnie mała refleksja. Alkohol to bardzo zły doradca, bez niego jest zajebiście. Tym znikającym z mojego życia, życzę jak najlepiej:).